Wczytuję dane...

Moja wielka życiowa przygoda

Moja wielka życiowa przygoda
Opowiem Wam pewną historię… I to nie będzie bajka :). Będzie to zabawny a jednocześnie bardzo znaczący fragment mojego życia.
Hmm.... Teraz pewnie się zastanawiacie, czy warto czytać .
Przeczytajcie...  postaram się, żeby było śmiesznie, bo to jest trochę zabawna historia.

Wiecie, że jestem maniaczką przedłużania młodości i walki z efektami starzenia się skóry. To m.in. dlatego zakochałam się w kolagenie.
Kiedy usłyszałam, że firma Colway wprowadza nowy (pilotażowy na razie) program anti-age, aż mi serce mocniej zabiło z emocji. Natychmiast się zgłosiłam i dreptałam nóżkami z niecierpliwością czekając na szczegóły, no i na start przede wszystkim…. 
I przyszedł wreszcie ten dzień…

Jakież było moje zdziwienie, kiedy okazało się, że owszem jest to program anti-age, ale… ukierunkowany na zapobieganie nowotworom, chorobom układu krążenia i ogólnie na zdrowie i vitalność.
Jak się domyślacie, podstawą tego programu była zmiana diety…
Ja i dieta... !!! TO DWA PRZECIWIEŃSTWA!!!
Ci, którzy mnie znają dobrze wiedzą jaki to dla mnie dramat, bo jestem strasznym łasuchem. Moje ulubione jedzonko to batoniki, czekoladki, smalczyk z ogóreczkiem, boczuś, pizza, frytki, goloneczka, bigosik itp… Okazało się, że z tego co wymieniłam, zostać może tylko marny ogóreczek :(
W mojej głowie zaczęła się burza myśli! Co robi? Uciekać?!
"Wypisać się” i przyznać, że moje zgłoszenie to pomyłka?!
Ale… jak!?
Przecież nie mogę tak od razu stchórzyć! Ja raczej nie z tych, co od razu składają broń i się poddają.
Wypada ze 3-4 dni wytrzymać, a potem pomyślę :)
I tak zaczęła się moja „przypadkowa” przygoda…

==================================================

Dostałam wszystkie zasady: co należy jeść, czego unikać, jak często jeść; dostałam wszystkie przepisy, instrukcje; a przede wszystkim dostałam wsparcie dietetyka i sporej grupy osób, którzy tak jak ja (tylko zapewne mniej przypadkowo:)) znaleźli się w tym programie.
O dziwo, okazało się, że urozmaicenie jedzonka jest naprawdę duże i można z zalecanych produktów wyczarować niezłe cuda
Ale... wszystko pięknie wyglądało kartce...

Kolejny krok to zakupy.
Zaczął się mój tour po sklepach, żeby znaleźć odpowiednie produkty. I tu niespodzianka. Okazuje się, że produkty, o których do tej pory nawet nie słyszałam: np. mleko roślinne (jakieś tam napoje mleczne widziałam wcześniej w sklepach, ale… kto by tam na nie zwracał uwagę…zwłaszcza przy moim zamiłowaniu do śmieciowego jedzenia), mąka gryczana (wreszcie się dowiedziałam co to gryka :)) są na półkach sklepowych i czekają na mnie.

Zakupy zrobione więc gotujemy!:)
Kolejne zaskoczenie: okazuje się, że nawet pieczywo chrupkie potrafię upiec – nie jest ze mną tak źle jak myślałam. Owszem chleb piekłam od dawna (do smalczyku i ogóreczka... ehhh :) ), ale żeby chrupki, taki cienki … to nawet mi przez myśl nie przeszło….

Niespodzianek i odkryć było mnóstwo.
Wciągnęło mnie to eksperymentowanie z jedzeniem, a co mnie najbardziej zaskoczyło na samym początku to to, że po ok tygodniu zauważyłam, że w ogóle nie mam ochoty na słodycze (WOW!!!), choć czekoladki i cukierki stały non stop na stole (mój syn wyssał z mlekiem matki łakomstwo i nadal objada się słodyczami) i wręcz same wchodziły mi w ręce, to ja… miałam je… dosłownie mówiąc GDZIEŚ! Kompletnie nie czułam ochoty na słodycze.

MAGIA DETOKSU!!!

Acha… jeśli chodzi o detoks, to w parze ze zmianą jedzonka, szło też wspomaganie organizmu odpowiednią suplementacją, żeby wygonić te wszystkie grzyby, bakterie i inne dziadostwa, które nam utrudniają życie a później pozbyć się stanów zapalnych i uodpornić organizm.

======================================================

Na zdjęciu widać jak teraz wygląda moje jedzenie (to przykładowe dzienne menu). Cały dzień fotografowałam chociaż kiepski ze mnie fotograf... ale co tam, odważyłam się :)

Tylko nie mówcie, że ślinka Wam nie cieknie… bo nie uwierzę!


Takim oto sposobem wpadłam po uszy i żyję „po nowemu” już prawie 2 m-ce.
Myślicie, że żałuję tej „pomyłki”. Otóż nie!:)
A dlaczego? Oto kilka zmian jakie zaszły w moim życiu:
  • Śpię jak dziecko :) Dobry, spokojny sen to podstawa zdrowia (oprócz odżywiania oczywiście)
  • Energii mam za dwoje lub za troje nawet 
  • Skóra, włosy i paznokcie są suuuuper! Do tej pory były w dobrej kondycji, ale teraz jest jeszcze lepiej.
  • Żadnych problemów jelitowych – zapomniałam co to wzdęcia i takie tam mniej przyjemne sprawy 
  • Głowa mnie nie boli (no chyba, że przez jet lag, którego ostatnio doświadczyłam)
  • A kondycja…. ? Wymarzona – wczoraj weszłam po schodach na 10-te piętro z zakupami – na mniej więcej ósmym poczułam, że serducho mi mocniej bije (winda się popsuła)


Są jeszcze dwa "efekty uboczne" tej przygody, o których muszę Wam powiedzieć.
  • Poznałam mnóstwo fantastycznych ludzi, który wspierają się nawzajem i wymieniają doświadczeniami
  • Nauczyłam się jak sterować swoją wagą zachowując przy tym zdrową dietę. Tak, tak, dosłownie sterować(!), bo na początku mojej przygody zaczęła mi spadać waga. Dla niektórych było bardzo pożądanym efektem ubocznym, ale nie dla mnie, bo ze mnie i tak jest straszny chudzielec. W tajemnicy powiem Wam, ze mamy rekordzistów, którzy pozbyli się 5, 6 a nawet 9 kilogramów w 7 tygodni. Wyobrażacie sobie??? To tak, jakbyście przez długie miesiące czy lata nosili zgrzewkę wody mineralnej lub worek piasku na plecach i nagle ktoś Wam go „zdjął z pleców”. Niebawem pokażę Wam Ich efekty - sami ocenicie. A ja... dostałam informacje jak się odżywiać, aby być zdrowa i nie tracić na wadze więc… jak widać dla każdego znajdzie się rozwiązanie.


Minęło 7 tygodni a ja nadal jestem w programie i na pewno z niego nie zrezygnuje. Pamiętacie początek? Zakładałam, że wytrwam 3-4 dni.

A teraz NAJWAŻNIEJSZE!

Zastanawiam mnie jedno, skoro tak niewiele trzeba, żeby zmniejszyć ryzyko zachorowania na nowotwory i choroby serca, to…
DLACZEGO NIE ZROBIŁAM TEGO WCZEŚNIEJ ???!!!

WIĘCEJ NA TEMAT SAMEGO PROGRAMU ORAZ JAK WZIĄĆ W NIM UDZIAŁ ZNAJDZIESZ TUTAJ.